Nietypowa kawiarnia w Kachetii
2012-08-13
Signagi – Ponad 40 stopni wita turystów w sierpniu w Kachetii – w winnym regionie Gruzji. Główną uliczką niewielkiego Signagi przechadza się paru obcokrajowców, którzy szukają ukojenia w lokalnych kawiarniach czy restauracjach. To jedno z najmniejszych miast w Gruzji, które dzięki niedawnej rekonstrukcji stało się ważnym punktem na trasie wielu turystów. Jednak mało który z nich wie, że wstępując do uroczej kawiarni Qedeli wspiera osoby niepełnosprawne. Tam może zamówić pyszne, domowe ciasto, zjeść tradycyjne gruzińskie chaczapurii, wypić mrożoną kawę czy zimne piwo Natachtarii. Witamy w Qedeli – jedynym miejscu obsługiwanym przez osoby niepełnosprawne w Gruzji.
Na pomysł otwarcia kawiarni wpadła Lali Khandoliszwili, muzykolożka, dyrygentka, która od 12 lat swoje prywatne i zawodowe życie wiąże z pomocą osobom niepełnosprawnym. W latach 90-tych otworzyła organizację Qedeli, gdyż jak podkreśla: „rząd gruziński koncentruje się na pomocy dzieciom niepełnosprawnym i zapomina o nich, gdy ukończą 18 lat. Dlatego tak ważne jest tworzenie miejsc, gdzie osoby już dorosłe będą mogły żyć i pracować w godnych warunkach”.
Kilkanaście lat temu Lali pracowała w centrum dla osób niepełnosprawnych w Tbilisi – była nauczycielką muzyki. Wtedy zauważyła, że rodzice wciąż przychodzą do niej, płaczą i pytają się: „co będzie z moim dzieckiem, gdy umrę? Kto się nim zajmie?”. Jej odpowiedź zrodziła się szybko: „trzeba stworzyć miejsce, gdzie niepełnosprawni dorośli będą po prostu żyć, coś w rodzaju całodobowego centrum wsparcia”. Ostatecznie Lali Khandoliszwili wraz z mężem Gelą Gligwaszwili założyli w wiosce Qedeli (140 km od Tbilisi) jedną z pierwszych w Gruzji wspólnotę, gdzie osoby niepełnosprawne intelektualnie mieszkają, pracują i uczą się.
WIDOK NA DOLINĘ ALAZANI
Jedziemy krętą,c polną drogą 3 km od Signagi. Na malowniczym wzgórzu stoi duży dom, a z niego rozciąga się przepiękny widok na dolinę Alazani– to miejsce, w którym rodzi się najlepsze gruzińskie wino. Za nią już tylko Wysoki Kaukaz: ośnieżone szczyty Dagestanu, Czeczenii, Tuszetii. Mieszkańcy wioski Qedeli mogą się tym widokiem rozkoszować każdego dnia. Jednak 21 osób obecnie żyjących we wspólnocie nie jest w niej po to, by leżeć na tarasie. W ciągu dnia pracują przy wyrobie chleba, mebli, uprawiają ogródek lub zbierają dojrzewające figi, śliwki i brzoskwinie. Mają od 18 do 44 lat.
Lali mówi, że bezczynność pogłębia upośledzenie osób niepełnospranych. Dlatego tak ważne jest by mieli zajęcie, mogli pielęgnować swoje umiejętności, które każdy z nich posiada. Jedna osoba odnajduje się w ogrodnictwie, inna w stolarstwie. Niktórzy tworzą gadżety z filcu, które potem można sprzedawać turystom. Kilka osób znajduje spełnienie w obsłudze kawiarni - „każdy ma swoje miejsce w Qedeli, nie ma osoby bezużytecznej” - podkreśla Gela Gligwaszwili.
W organizacji Qedeli oprócz osób niepełnosprawnych intelektualnie zatrudnienie znajdują mieszkańcy regionu. Dzięki temu bezrobotni znajdują pracę, a niepełnosprawni mają możliwość integracji społecznej. „Brak pracy – niezależnie czy dotyka osób niepełnosprawnych czy nie – niesie ze sobą te same konsenkwencje – poczucie bezużyteczności. Dlatego tak ważny jest dla nas fakt, że w kraju dotkniętym bezrobociem, Qedeli może być źródłem utrzymania dla kilku kachetyńskich rodzin” - mówi Khandoliszwili.
widok na Signagi, Roman Stanek / Fundacja "Kultury Świata"
INSPIRACJA Z ZACHODU
W przeszłości Lali miała możliwość na 3 miesiące wyjechać do Belgii, gdzie przyglądała się jak funkcjonuje Camp Hill Widar, wspólnota zrodzona w duchu filozofii Rudolfa Steinera. Radość płynąca z relacji międzyludzkich, niezależnie od sprawności intelektualnej, zainspirowała ją do przeniesienia tego typu koncepcji życia na grunt lokalny. Za tym poszły pieniądze z zagranicy.
Gruzja to biorca pomocy rozwojowej. W roku 2010 otrzymała od donatorów z całego świata 626 milionów dolarów amerykańskich (ODA – official development assistance). Projekty rozwojowe to zatem chleb powszedni na terenie niewielkiej Gruzji. Inicjatywy w ramach wspólnoty Qedeli to mikroskopijny przykład wsparcia społeczności lokalnej przez bogate kraje.
Obecnie, miesięczny koszt utrzymania organizacji wynosi około 11 tysięcy lari (22 tysiące złoty). Zimą jest trzy razy wyższy. Niemalże w całości pokrywa go holenderska organizacja. Jednak w najbliższym czasie dotacja zmniejszy się o połowę. By uniezależnić się od pomocy z zagranicy, zrodził się pomysł by prowadzić w turystycznym Signagi kawiarnię, która ma generować zysk przekazywany następnie na utrzymanie wspólnoty. Zresztą inspiracją do jej powstania były liczne kawiarnie prowadzone przez osoby niepełnosprawne, które Lali mogła zobaczyć w Holandii, Niemczech czy Belgii.
Cafe Qedeli miało swoje otwarcie w październiku 2011. Lali i Gela przekazali wspólnocie na ten cel swój prywatny dom w centrum Signagi. Remont współfinansowany był z pieniędzy zebranych w ramach Friends of Waldorf Education oraz z dotacji niemieckiego Ministerstwa Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Gustowne wnętrze kawiarni to zasługa Geli, który z wykształcenia jest inżynierem. „Jednak te pozostawione kamienie wśród białych ścian to mój pomysł” - śmieje się Lali. W planach jest jeszcze piwnica do degustacji wina oraz niewielkie pokoje gościnne. Na razie jednak kawiarnia nie przynosi dochodów. Brakuje głównie reklamy. Turyści nie wiedzą o tym miejscu.
Jednak 28-letnia Kwanza, która pracuje w Qedeli jako kelnerka, na razie się tym nie przejmuje. Z uśmiechem na ustach obsługuje klientów – podaje kawę, sernik, potem rachunek. Mówi, że jest to bardzo przyjemna praca, bo ludzie są dla niej mili, może z nimi chwilę rozmawiać. Dziś ma nadzieje, że znowu przyjdzie wieczorem liczna ekipa filmowa z Indii, od kilku dni stali bywalcy kawiarni – „będzie ruch, będzie ciekawie” - mówi Kwanza.
NIEPEŁNOSPRAWNI W GRUZJI
Szacuje się, że w Gruzji wśród 4,5 miliona mieszkańców jest 20 tysięcy osób z niepełnsoprawnością. Jednak Gela twierdzi, że jest ich dużo więcej. „Nikt nie jest w stanie przeprowadzić rzetelnych badań. Kiedy zakładaliśmy wspólnotę Qedeli chodziliśmy po wioskach i pytaliśmy się, czy ktoś zna takie osoby. Na pierwszy rzut oka nie było ich widać” - mówi. „Ludzie nie rozumieli jak możemy z nimi żyć, pracować. Pytali się, czy nie są agresywni. A przecież to anioły” - uzupełnia Lali. „Pamiętam bardzo dobrze jak jedna matka powiedziała mi kiedyś: nie potrzebuję mojego dziecka, więc dlaczego ty je potrzebujesz?”.
Na początku założyciele Qedeli myśleli o tym, by wspólnota liczyła 10 osób. Jednak ciągle przybywa ktoś nowy. Większość z nich to sieroty. Mieszkańcy regionu wiedzą o działalności organizacji Qedeli, więc obecnie sami podpowiadają gdzie można znaleźć osoby niepełnosprawne i proszą by przyjąć kogoś nowego. „W zeszłym roku w listopadzie było niespodziewanie zimno w Kachetii. Nagle ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że znalazł około 40-letniego człowieka w zrujnowanym domu – samego, z odmrożonymi palcami i uszami. Był niepełnosprany, miał syndrom Downa. Spytał się, czy go nie weźmiemy do nas. Oczywiście, zgodziliśmy się” - mówi Lali. „Wiemy, że będziemy z nimi żyć już na zawsze. Ale to nasze przeznaczenie. Jak raz zacznie się pracować wśród osób niepełnosprawnych, to już się w tym zostaje” - uśmiecha się Lali.
Autorka: Iwona Stankowa